Hahahaczyk
Dyskoteka gra
On wypatrzył dawno ją
Stała za filarem
Miała spodnie, bluzę modną
I modny zegarek
Podszedł bliżej, przyjrzał się
Tak, to będzie ona
Wymarzona cud-kobieta
Może nawet żona
Chłopak zdobył się na gest
Skoczył po dwa drinki
Jak to cudo rusza się!
Jaki kolor szminki!
Teraz albo nigdy – myśli
Chłopak już nie może
You know babe
Trzymaj drinka
Czekam na danceflorze
A na płycie w reflektorach
Big rozczarowanie
Bo bez listka był zegarek
Bez pasków ubranie
Dyskoteka gra
Kto z paskami spodnie nosi
Ha, ha, haczyk na bluzie
Robi często smutne oczy
I smutną ma buzię
O czym myśli tajemnicza
Smutno-oka młodzież?
Czy z haczykiem ma obuwie
i z paskami odzież
Dyskoteka gra
Espania (jem pomarańcze)
Biała noc, a po niej
Pod powiekami piasek mam
i zmęczone usta
Nowy dzień pożegnać chcą
Lecz w tej mgle, ten kolor
Ten kształt nad tą wodą
Zabrania nam zmrużyć oczy
Zabrania pójść do kraju snów
Czerwony kwiat, okrągły kwiat
Każe śpiewać, tańczyć nam
Czerwony kwiat, okrągły kwiat
Każe śpiewać, tańczyć nam
Więc śpiewam i tańczę
I jem pomarańcze
Czerwony kwiat, okrągły kwiat
Każe śpiewać, tańczyć nam
Czerwony kwiat, okrągły kwiat
Każe śpiewać, tańczyć nam
Więc śpiewam i tańczę
I jem pomarańcze
Droga długa jest
A droga długa jest
Nie wiadomo czy ma kres
A droga kręta jest
Co dalej za zakrętem jest
Kamieni mnóstwo
Pod kamieniami leży szkło
Szło by się długo
Gdyby nie to szkło to by się szło
Choć droga jest bez końca
Pozornie bez znaczenia
Mniemam, że mam powody
By drogi swej nie zmieniać
Spokój, wielki spokój
Spokój
Wielki spokój
Przestrzeń między
Łzami w oku
Spokój w morzu
Morze czeka
Słodycz wielka
Wraca rzeka
Most nad rzeką
Rzeka płynie
Spokój muchy
Gdzieś w bursztynie
Ja to spokój
Rzecze rzeka
Bursztyn leży
Mucha czeka
Ja na moście
Most to spokój
Rzeka leży
W jego kroku
Ja na wodzie
Całkiem płaski
Spokój w cieniu
Moim własnym
Miedzy wersy
Wkradł się spokój
Wyłowiony
Z łez potoku
Łyżeczka
Czasami sobie roję
Że może to my dwoje
Że nic już poza nami
A my nie znamy granic
Lecz muszę roić szybko
Kto wie, czy wnet to wszystko
Prędzej, czy później, zaraz
Nie runie prosto na nas
Bo nocą wielka łyżka
Bliznami z bliska błyska
Nie wstanę bo się boję
Boję się o nas dwoje
Czasami sobie roję
Że może to my dwoje
Że nic już poza nami
A my nie znamy granic
Im dłużej o tym myślę
Tym bardziej nienawistnie
Łyżeczka mnie nachodzi
Bynajmniej, nie by słodzić
Bo nocą wielka łyżka
Bliznami z bliska błyska
Nie wstanę bo się boję
Boję się o nas dwoje
Nie same dźwięki złe
Nie same dźwięki złe
Nie same dźwięki złe
Nie same dźwięki złe są w ciszy
Lecz złe łatwiej jest
Łatwiej usłyszeć
Nie same dźwięki złe
Lecz wiele innych jest
I każdy z nich ma wiele znaczeń
Lecz złe łatwiej jest
Łatwiej zobaczyć
Jak zioła
Gdy chciałem usłyszeć Twój głos
Wiatr uczynił mnie głuchym
Kiedy chciałem Cię ujrzeć
Mgła zamknęła mi oczy
A kiedy chciałem Cię dotknąć
Moje dłonie oplotły powoje
A nic tak nie koi jak wiatr
A nic tak nie tuli jak mgła
A nic tak nie leczy jak zioła
Lubię mówić z tobą
Kiedy z serca płyną słowa
Uderzają z wielką mocą
Krążą blisko wśród nas ot tak
Dając chętnym szczere złoto
I dlatego lubię mówić z Tobą
I dlatego lubię mówić z Tobą
Każdy myśli to co myśli
Myśli sobie moja głowa
Może w końcu mi się uda
Wypowiedzieć proste słowa
I dlatego lubię mówić z Tobą
I dlatego lubię mówić z Tobą
O dziewiątce
Nie boję się obietnic
Nie lękam się zazdrości
Nie dbam o nagrody
Kpię z przyzwoitości
Lecz chociaż tak beztrosko
Płyną moje dni
Przez jedną małą sprawę
Często ocieram łzy
Problem cały w tym
Nie mogę sobą być
Bo dziewięć różnych snów
Co noc przychodzi śnić
Dziewięć naraz myśli
Dziewięć marzeń mam
Dziewięć pocałunków
Od dziewięciu pięknych dam
Lecz jedno tylko ciało
Na dziewięć rwących serc
Stanowczo to za mało
Wiec mogę chcieć
Mieć jeszcze jedno ciało
Na dziewięć rwących serc
To ciągle jest za mało
Wiec mogę więcej chcieć
Pomarańczowa mantra
Koroduje moje serce
Rdza zabiera coraz więcej
Zardzewiały moje myśli
Zardzewiały sen się przyśni
Z pleców można zeskrobywać
Rdzawą warstwę co pokrywa
Mnie całego, bez wyjątku
Zaraz zacznę od początku
A ty przychodzisz,
Patrzysz na mnie, mówisz
Ten sok z marchwi
Ci chyba nie służy
Koroduje moje serce
Rdza zabiera coraz więcej
Zardzewiało już pół twarzy
Zardzewiały gest się zdarzy
Z pleców można zeskrobywać
Rdzawą warstwę co pokrywa
Mnie całego, wszystkie członki
Ale dość tej rdzawej mrzonki
A ty przychodzisz,
Patrzysz na mnie, mówisz
Ten sok z marchwi
Ci chyba nie służy
Kątemplujący
Całuję w dupę kulturę masową
Awangarda poetycka poruszyła moją głową
Wiec siedzę, owijam własny stolec w papier
Palcem wskazującym za uchem się drapię
Palcem serdecznym dłubię sobie w nosie
Czasem coś wynajdę, czasem coś wyniosę
Potem turlam to sobie w kółko po blacie
Pokażę to mamie, pokażę to tacie
Pytam się co robić, gdy turlanie zbrzydnie
A tata do mnie na to – zjadaj bo wystygnie
Teraz przyszła pora na fakt autentyczny
W naszej służbie zdrowia panuje stan krytyczny
Kiedy byłem w szpitalu, pielęgniarki z pragnienia
Wysysały swym pacjentom zapasy nasienia
Laborantki gdy wiedzą, że nikt się nie zbliży
Popijają sobie cicho mocz do analizy
Trochę kału zjeść na niestrawność nie zaszkodzi
Zdrowe ciało, zdrowy duch – zdrowe tez odchody
Kończę tę opowieść, czas upływa pomału
Bo jak długo można siedzieć kontemplując zwały kału
Czas dogania nas
Czas ucieka coraz prędzej
Czas dogania nas
Czasu dajcie więcej
Czasie daj nam szans
Chcemy wreszcie stanąć
Z tobą twarzą w twarz
I zobaczyć w tobie Boga
Czas goni nas, goni nas,
Goni nas, goni nas cały czas
Cały czas goni nas, goni nas,
Goni nas, dogoni, zgubi nas
Nie ma, nie ma nieba
Nie ma dla nas szans
Nie ma żalu i litości
Podły czas goni nas
Coraz prędzej, coraz prędzej,
Czasie pozwól żyć
Proszę wolniej, czasie wolniej
Proszę wolniej!
O jak dobrze jest przez chwilę
Wolno nam teraz, czas na relaks
Czas goni nas, goni nas,
Goni nas, goni nas cały czas
Cały czas goni nas, goni nas,
Goni nas, dogoni, zgubi nas
Cholera
Okciuk
Kiedy leżę i mam lenia
Nie zdobędę wykształcenia
Oczy bolą od czytania
Nogi bolą od chodzenia
Kiedy leżę i mam kacyk
Nie zdobędę stałej pracy
Stała praca mnie przekracza
A ja leżę i mam kaca
Kiedy leżę i mam w nosie
Co się będę martwić co się
Mogę w filmie zagrać Zosię
Lub o azyl gdzieś poproszę
Kiedy leżę jestem klawy
Mam ochotę do zabawy
Leżę płasko i pocieram
Kciukiem lewym o kciuk prawy
Znowu zbiera się na burzę
A ja leżę sobie luzem
Ktoś się znów nabawił chrypki
A ja leżę jestem sypki
Ktoś dziś znowu nie miał szczęścia
A ja leżę sobie w częściach
Ktoś w ciemności zdobył guza
A ja leżę i mam luza
Dzwon ciszy
Mijając kolejne drzwi nie myślałeś o tym co robisz
Oczy powoli przyzwyczajały się do mroku
do końca nie byłeś pewny kto i dlaczego cię tu przywiódł
Nogi prowadziły cię tam gdzie żaden dźwięk nie zakłócał spokoju
Gdzie wybrany leżał pogrążony we śnie
Nie przeczuwając zbliżającego się końca
Drzwi otworzyły się cicho twoje kroki tłumił miękki dywan
Stanąłeś przed łóżkiem uśmiechnięty, dumny
Pewny swojej mocy którą zamierzasz obdarzyć śpiącego
Ręka uniosła się błysnęła stal
Nocna lampka wstrzymała oddech
Dzwon ciszy bił na alarm
Nuta o ptakach
Powietrzem natchnione kości
Ruszają piórami w pogórzu
Jak lekko na wysokości
W niebieskim ślizgać się kurzu
Świrem jak igłą zakłutą
Wdziobać się w obłok puszyście
O cienka wysoka nuto
Chwiejąca się w ametyście
Kropeczko w niebie cieknąca
Śmigłym, powiewnym zygzakiem
Aż oczy bolą od słońca
Jakże to można być ptakiem
Jak żywić się, najeść w chmurach
I popić wiatru posoką
Jak można na małych piórach
Latać tak bardzo wysoko
Pa, pa, pa?
Jest już bardzo późno
Pora już spać
Jutro do przedszkola
Będę musiał wstać
Jestem tak szczęśliwy
Bo w dzisiejszym dniu
Sam zawiązałem
Na kokardkę but
Kiedy o tym myślę
Nie chce mi się spać
A księżyc opowiada mi
Najpiękniejsze
W jego życiu sny
Na suficie dobrze widzę je
Są takie kolorowe
Jest już bardzo późno
Chcę jeszcze spać
Zaraz do przedszkola
Będę musiał wstać
Jedno co mnie cieszy
To radosna myśl
Sam zawiążę buty
I podreptam w nich
Kiedy o tym myślę
Nie chce mi się spać
A słońce opowiada mi
Najcieplejsze
W jego życiu dni
Na błękicie dobrze widzę je
Są takie kolorowe
Pa, pa, pa…